„Jest rok 1886. Małe miasteczko amerykańskie Raymond, niedaleko Chicago. Nikt udający się w tę wiosenną niedzielę do kaplicy nie przeczuwał tego, co nadchodziło. Po doskonałym kazaniu na mównicy pojawił się nagle zupełnie obcy człowiek. Wyglądał na włóczęgę. Zasiadająca w ławkach elita towarzyska zupełnie nie wiedziała, jak się zachować. Nikt nawet nie drgnął.

Obcy podzielił się krótko swymi myślami na temat kazania i kilkakrotnie zadał nurtujące go pytanie. W najmniej oczekiwanym momencie stracił przytomność. Tydzień później już nie żył.

Minęły dwa tygodnie...

Ed, wydawca największej lokalnej gazety, staje na progu bankructwa... Alex, dyrektor serwisu kolejowego, podaje się do dymisji... Roy, bogaty młodzieniec z wyższych sfer, zaczyna uchodzić w swoim klubie za szaleńca... Dorothy, młoda i piękna spadkobierczyni, oddaje pół miliona dolarów... Becky, wschodząca gwiazda opery, rezygnuje z kariery i tourne po kraju...
Nad miastem rozgorzała niespotykana dotąd walka.

Co zaszło pamiętnej niedzieli? Jakie pytanie, postawione kilka razy, mogło wywołać aż takie skutki? Czy może ono stanowić "zagrożenie" również dla ciebie?”

 

Powyższy tekst możemy przeczytać na odwrocie książki „Ryzykanci”. Ma on zachęcić do kupna tej pozycji w księgarni. Chciałbym podzielić się z Wami kilkoma moimi refleksjami jej temat.

Książka zaczyna się od kazania wygłoszonego przez pastora pewnego zboru chrześcijańskiego w Reymond, na temat konieczności naśladowania Jezusa Chrystusa w swoim życiu. Włóczęga, który pojawił się pod koniec kazania w kaplicy zburzył całkowicie porządek nabożeństwa. Ów człowiek stanął na miejscu pastora i spokojnie zaczął mówić do zgromadzonych. Opisał trudną sytuację, w jakiej się znajduje i zaczął zadawać proste pytania. Chciał się po prostu dowiedzieć, co w praktyce oznacza naśladowanie Jezusa? Przez trzy dni chodził po domach, szukając pomocy, szukając pracy. Niestety nikt nie udzielił mu żadnego wsparcia. Zapytał zgromadzonych, co oznaczają słowa śpiewanej przez nich pieśni „Wszystko oddam chętnie, gdy Jezusa mam?” Co te słowa oznaczają dla nich w praktyce. Ten człowiek nikogo nie obwiniał. Po prostu interesowało go to, w jaki sposób ludzie zgromadzeni w tym miejscu naśladują Jezusa w życiu codziennym? Okazało się, że dla większości z nich naśladowanie Pana ograniczało się do niedzielnego nabożeństwa...

 

Minął tydzień i nieznajomy włóczęga zmarł. Nastąpiło jednak coś nieoczekiwanego dla wszystkich. Nastąpiło przebudzenie. Na kolejnym nabożeństwie pastor zboru ogłosił, aby dobrowolnie zgłosili sie do niego wszyscy ci, którzy zobowiązaliby się przez rok nie robić niczego, zanim nie postawią sobie pytania: „CO NA MOIM MIEJSCU UCZYNIŁBY JEZUS?”. Następnie każdy musi postępować zgodnie z odpowiedzią, bez względu na konsekwencje takiego działania. Dalej w książce są opisane losy poszczególnych osób, które zobowiązały się postępować zgodnie z propozycją pastora.    

 

Pierwsze, co nasunęło mi się już podczas czytania książki, to odniesienie całej tej sytuacji do siebie. Czy ja zawsze postępuję tak, jak na moim miejscu uczyniłby Jezus? Odpowiedziałem sobie, iż po moim nowym narodzeniu staram się, aby tak właśnie było. Ale byłbym kłamcą, gdybym powiedział, że zawsze, że w każdym przypadku postępuję tak, jak by postąpił mój Pan i Zbawiciel. Uświadomiłem sobie, że łatwo jest mi powiedzieć, jak należy postępować zgodnie z nauką Chrystusa. Często nawet cytuję ludziom odpowiednie do danej sytuacji fragmenty z Biblii, jednak czasem są to tylko wypowiedziane słowa. O wiele łatwiej jest powiedzieć, że głodnego należy nakarmić, a spragnionego napoić, niż faktycznie przyjąć do swojego domu takiego właśnie człowieka. Od zawsze pamiętam w moim domu dodatkowe nakrycie podczas Wigilii, ale niestety NIGDY nie było przy nim żadnego człowieka...

 

Żyjemy w świecie szalonym, ciągle jesteśmy zabiegani, zajęci sprawami służbowymi w pracy, oraz prywatnymi w domu. Codziennie podejmujemy kilkadziesiąt decyzji. Czasem przychodzi nam to łatwo i szybko, czasem musimy się trochę dłużej nad czymś zastanowić. Dokonujemy wnikliwej analizy, układając sobie w głowie wszystkie za i przeciw. Często myślimy też o konsekwencjach naszego działania w przyszłości. Ale zawsze patrzymy na daną sprawę przez pryzmat Jezusa Chrystusa i Jego nauki? Czy zastanawiamy się, co On zrobiłby na naszym miejscu? Ja już odpowiedziałem na to pytanie powyżej. Teraz kolej na Ciebie.

 

Czy byłbyś gotów odejść ze swojej pracy, jeśli szef kazałby Ci postępować nieuczciwie? Czy oddałbyś cały swój majątek, aby pomóc bliźniemu w potrzebie? Czy zrezygnowałbyś np. z kariery muzycznej i zarabiania wielkich pieniędzy, na rzecz wykonywania wśród ubogich niedochodowych pieśni wielbiących Boga? Czy sprzedałbyś swój dom w bogatej i ładnej dzielnicy miasta, aby kupić mieszkanie w biednej dzielnicy i codziennie głosić tam Ewangelię? Czy ujawniłbyś swoje nieuczciwe postępowanie z przeszłości, nawet jeśli przez to miałbyś stracić pracę, rodzinę i przyjaciół? Czy będąc wydawcą gazety zrezygnowałbyś z umieszczania w niej reklam alkoholu i papierosów oraz plotkarskich artykułów? Tak właśnie, miedzy innymi, postąpili bohaterowie książki „Ryzykanci”. Chcieli po prostu postępować tak, jak na ich miejscu postąpiłby Jezus. Chcieli iść Jego śladami.

 

A Jezus znowu przemówił do nich tymi słowy: Ja jestem światłością świata; kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, ale będzie miał światłość żywota. (Ew. Jana 8:12, Biblia Warszawska)



Okazało się, iż nie wszyscy bohaterowie książki, którzy podjęli wyznaczone przez pastora wyzwanie, byli ludźmi narodzonymi na nowo. Nie wszyscy mieli Ducha Świętego. Jednak dzięki tej nowej sytuacji zrozumieli, że naśladowanie Chrystusa nie polega tylko na przyjściu raz w tygodniu do kościoła i wysłuchaniu kazania, oraz śpiewania pieśni i współnym modleniu się. Zrozumieli, że naśladowanie Chrystusa to okazywanie miłości do bliźniego każdego dnia. Zrozumieli, że dla Boga ponad wszystkie ofiary, dużo ważniejsze jest okazywanie miłosierdzia innym. Dopiero po swoim prawdziwym nawróceniu stali się Chrześcijanami...

 

Co widząc faryzeusze, mówili do uczniów jego: Dlaczego Nauczyciel wasz jada z celnikami i grzesznikami? A gdy [Jezus] to usłyszał, rzekł: Nie potrzebują zdrowi lekarza, lecz ci, co się źle mają. Idźcie i nauczcie się, co to znaczy: Miłosierdzia chcę, a nie ofiary. Nie przyszedłem bowiem wzywać sprawiedliwych, lecz grzeszników. (Ew. Mateusza 9:11-13, Biblia Warszawska)

 

Zastanawiałem się, jak zakończyć ten krótki artykuł. I właśnie zdarzyło się w moim życiu coś, co idealnie tutaj pasuje. Musiałem dokonać drobnej naprawy w moim samochodzie. Umówiłem się w zakładzie mechanicznym, odstawiłem samochód i wróciłem o określonej godzinie po odbiór. Miałem zapłacić 65 zł. Mechanik zapytał, czy potrzebuję faktury lub paragonu. Szybko odpowiedziałem, że nie. Nie za bardzo zrozumiałem, po co o to pyta.

Jednak zaraz wszystko stało się jasne. Miałem zapłacić tylko 40 zł, które oczywiście trafiłyby bezpośrednio do kieszeni mechanika... Zapłaciłem 40 zł, a mechanik jeszcze dodał, żebym się tym tylko nie chwalił. Taka mała tajemnica. Wszyscy mieli być zadowoleni. Wsiadłem do samochodu i zacząłem myśleć o artykule, który właśnie piszę. Zadałem sobie pytanie, co na moim miejscu uczyniłby Chrystus. Czy skorzystałby z okazji zarobienia kilku złotych, czy też prosiłby o nabicie kosztów naprawy na kasę. Odpowiedź była oczywista. Tylko jak tu wrócić i co powiedzieć mechanikowi? Pomyślałem, że wyjdę na głupka, który najpierw się na coś zgodził, a po chwili zmienił zdanie...

Przeprosiłem Boga za mój grzech, wróciłem do zakładu i poprosiłem o paragon. Zdziwiony mechanik powiedział tylko, że przecież nikt by się o tym nie dowiedział, ale bez problemu zrobił to, o co go poprosiłem.

 

Cieszę się, że po tym jak zgrzeszyłem, Duch Święty pokazał mi mój grzech, dzięki czemu mogłem szybko uczynić tak, jak powinienem zrobić od razu. Cieszę sie, że kiedyś nie widziałem nic złego w płaceniu za różne usługi i towary bez rachunków, bez płacenia należnego podatku, a po moim nowym narodzeniu Bóg otworzył mi oczy również i na takie „małe” grzeszki. To nie ja postąpiłem w tej sytuacji dobrze, to Bóg jest wspaniały i pokazuje mi codziennie, jak trzeba postępować. Jemu należy się chwała za wszystko.

 

Prawdziwa to mowa i w całej pełni przyjęcia godna, że Chrystus Jezus przyszedł na świat, aby zbawić grzeszników, z których ja jestem pierwszy. Ale dlatego miłosierdzia dostąpiłem, aby na mnie pierwszym Jezus Chrystus okazał wszelką cierpliwość dla przykładu tym, którzy mają weń uwierzyć ku żywotowi wiecznemu. A królowi wieków, nieśmiertelnemu, niewidzialnemu, jedynemu Bogu, niechaj będzie cześć i chwała na wieki wieków. Amen. (1 List do Tymoteusza 1:15-17, Biblia Warszawska)

 

Czy zaryzykujesz i od dzisiaj będziesz zadawał sobie pytanie, co na Twoim miejscu uczyniłby Jezus? Czy będziesz starał się właśnie tak postępować? Proś Boga o Ducha Świętego i o nowe narodzenie dla siebie, a zapewnisz sobie zbawienie i będzie Ci wtedy dużo łatwiej żyć tak, jak chce tego dla Ciebie Jezus Chrystus.

 

Amen.